Czy zdarzyła Ci się kiedyś sesja, podczas której nie udało Ci się zatrzymać eskalującego cyklu? Próbujesz wszystkiego – przerywasz, przysuwasz się bliżej na krześle, błagasz parę: „Musimy zwolnić!”. Właśnie ostatnio coś takiego mi się przydarzyło. I tak – to nadal się zdarza, nawet po prawie 20 latach pracy w tym zawodzie. Nie wiem, czy to Cię pocieszy, czy zmartwi.
Oto, czego (na nowo) się nauczyłam:
To, co robisz w trakcie cyklu, który nie chce się zatrzymać, ma ogromne znaczenie. To nie sprawia, że czujesz się lepiej, a sesja nie kończy się „ładną kokardką”. Ale jeśli pozostajesz zaangażowany i nie opuszczasz ramy przywiązania – to naprawdę zapada w pamięć. Sesje, które nadal działają po upływie tej jednej godziny, mogą być jednymi z najpotężniejszych. To zmiana paradygmatu.
Celem jest pozostanie zaangażowanym i nieodłączonym od klientów i modelu – to ważniejsze niż przeprowadzenie udanego odegrania czy to, że para złagodnieje w delikatnych emocjach.
Delikatne emocje pojawią się same, a czasem nie dane Ci będzie tego zobaczyć. To bezinteresowny akt, do którego jesteśmy powołani! Czy potrafisz pozostać zaangażowana/y, nawet jeśli Twój układ nerwowy nie dostaje natychmiastowej ulgi?
Piszę ten post, żeby zapamiętać: kiedy następnym razem będę miała sesję, której nie uda mi się spowolnić – chcę zaufać procesowi i sobie w nim, nawet jeśli nie widzę efektów ani ich nie czuję. Zazwyczaj odtwarzam w głowie sesję i analizuję, co mogłam zrobić lepiej – lepiej się dostroić, szybciej przerwać, lepiej przygotować odegranie itd., itd. Opowiem Ci to na przykładzie pewnej historii.
To była para, która przyjechała z innego stanu na intensywną terapię ze mną. Stawka była wysoka. Ich związek wisiał na włosku, a oni zainwestowali dużo w „cud”. Mała dygresja – musiałam wykonać ogromną pracę, żeby nie czuć frustracji z powodu ciągłej presji, jaka na mnie ciąży, by ratować relacje trwające dekady, ze sztywnym cyklem, który nigdy wcześniej nie został odpowiednio przepracowany. To balansowanie między współczuciem, grubą skórą a realistycznymi oczekiwaniami. Gdy odnoszę sukcesy, wszystko staje się łatwiejsze. Gdy nie, ogromna presja i pozorna porażka = ochota, by rzucić terapię raz na zawsze.
Wyszłam z tej fatalnej sesji, zastanawiając się, czy coś przeoczyłam na konsultacji. Czy w ogóle powinnam przyjąć tę parę na intensywną pracę? Czy oni mają w sobie wystarczająco bezpieczeństwa, by podjąć ten rodzaj terapii?
Starałam się otrząsnąć w drodze do domu. Kiedy próbowałam przełączyć się na czas z rodziną, czułam się pochłonięta i nienawidziłam czuć się w ten sposób. Poszłam wcześniej spać, miałam trudności z zaśnięciem i obudziłam się następnego ranka z uczuciem lęku. Zawsze, gdy nie chcę iść do pracy, wyobrażam sobie, co czuje para, czekając na spotkanie ze mną. Przypominam sobie, jak bardzo się boją, jak wiele ryzykują i jak bardzo ich więź jest ratunkiem. Czasem to pomaga. Innym razem zakładam po prostu swoją „twarz do pracy” i idę. Wiem, że żadna rozmowa z samą sobą nie zmieni tego, co czuję. To był właśnie jeden z tych dni.
W trzecim dniu intensywnej terapii, rano po „złej” sesji – para przyszła uśmiechnięta, siedząc bliżej siebie na kanapie. Co?! Kim są ci ludzie i co zrobili z tymi przerażonymi osobami, które siedziały tu wcześniej?
Naprawili się sami, wieczorem w hotelowym pokoju! Udało im się utrzymać niektóre z ram przywiązania, które wprowadziłam, i postawili swoją więź ponad problem, który starali się rozwiązać. Co?! Nie mogłam w to uwierzyć.
To był temat, z którym nigdy wcześniej nie potrafili się skutecznie zmierzyć razem – a teraz im się udało. Co więcej – mieli jasny obraz tego, czym jest ich cykl i jak ich pochłania, uniemożliwiając rozmowę o ważnych sprawach.
Czasami myślę, że nie ufamy naszym parom wystarczająco. Wiem, że często nie ufamy też modelowi wystarczająco.
Rzecz w tym, że jestem w takim momencie swojej kariery, że naprawdę nie odchodzę od modelu. Nie mam innych „sztuczek cyrkowych”. Robię to, co znam. Gdzieś w tyle głowy pamiętam, że EFT działa – nawet kiedy wszystko wydaje się złe. I pamiętam, że „działać” nie znaczy, że para zawsze zostaje razem. Nie mam innej agendy niż być wierną sobie, modelowi i być jak najbliżej mojej pary i ich doświadczeń.
Więc zaskoczyło mnie, że nawet z takim solidnym zaufaniem do modelu – nadal zwątpiłam w siebie i naprawdę uznałam tę sesję za całkowitą porażkę. Czy dlatego, że pozostaję otwarta?
Gdy jesteśmy wystarczająco otwarci, by się dostroić – zgadnij co? Boli. I myślę, że to nigdy się nie zmieni. Kiedy wchodzę w ogień cyklu pary, parzę się. Kiedy nie mogę uratować mojej pary z tego ognia – nieważne, jak bardzo się starałam – liczy się tylko to, że oni odnajdują ulgę, gdy się regenerują. Więc chyba świadomie wybieram, by się sparzyć. Bo chcę być wystarczająco otwarta, by móc autentycznie wejść w ten ogień. Brzmi to szalenie, prawda? Dlaczego wybieramy, by wchodzić w ogień raz po raz – bez żadnej gwarancji sukcesu?
Ale Ty to rozumiesz, prawda? Te zwycięstwa są nieporównywalne z niczym innym.
Idź dalej, pozostań otwarty – pozwól sobie poczuć ból. Twoja zdolność do znoszenia bólu, za którym przychodzą zwycięstwa – to przychodzi z czasem. Ból goi się wtedy, gdy widzisz, że model działa – raz za razem. A to możliwe tylko wtedy, gdy pozostajesz w tym wszystkim – nawet wtedy, gdy czujesz, że wszystko się rozpada.
15 lipca 2025
tekst: Kelly Bourque tłumaczenie: Barbara Sławik zdjęcie: Константин
Tekst przetłumaczony za zgodą autorki. Kelly Bourque jest certyfikowaną przez ICEEFT terapeutką oraz superwizorką EFT, jest inicjatorką społeczności SUPERPOWER ALLIANCE, jeżeli jesteście anglojęzyczni możecie do niej dołączyć i korzystać z webinarów i materiałów, które publikuje.
formy pomocy
dla terapeutów
mentalia
Mentalia.pl należy do:
„Mental Breathes” Barbara Sławik
ul. Wałbrzyska 48/11
02-739 Warszawa
Polityka prywatności
Klauzula informacyjna o przetwarzaniu danych osobowych